Obżarstwo to największy grzech, ale jak patrząc na te wszystkie świeże warzywa, nie gotować, nie jeść?! Pytam się czy to jest możliwe? Nie sądzę...
Skoro już przyznałam się, że uwielbiam jeść, to w końcu napiszę, co takiego jadłam dzisiaj na obiad. Był to makaron z pełnego ziarna, z cukinią (a jakże) i pomidorami. Sałatka to kapusta pekińska (blog I can't belive it's vegan przypomniał mi, że coś takiego istnieje) z rzodkiewką i pomidorami oraz sosem sojowym i bazylią.
Kolacja zaś to guacamole (przepis tutaj) kanapka z pomidorem, nektarynka oraz kanapka z pasztetem z cukinii.
Pasztet z cukinii:
2 cukinie
2 jajka
trochę żółtego sera
1 szkl. bułki tartej
natka pietruszki
przyprawy (bazylia, kminek, tymianek, oregano, ostra papryka, pieprz, sól)
Cukinie obrać, zetrzeć i wycisnąć sok, dodać jajka, starty ser, bułkę tartą i przyprawy. Włożyć do foremki i piec około 50 minut w 190 stopniach.
Ostrzegam, że pasztet trochę się rozłazi, a można nawet powiedzieć, że to taka paciaja, jednak smakuje naprawdę dobrze. Jest to już kolejna alternatywa dla cukinii po zawijasach i faszerowaniu.
Mniam, cukinia dobra do wszystkiego. ;)
OdpowiedzUsuńTo może być całkiem niezłe!
OdpowiedzUsuń